Idzie się wkurzyć... Tyle pisania i nic się nie ostało.... Gogol- ty idioto!!! A tyle razy sobie powtarzałam- zapisuj w wordzie wszystkie posty!!! No i znowu głosu z głębin nie posłuchałam! Tak długo kombinowałam z czcionką, przecinkami, pierdołami poprostu, że przekombinowałam i cały tekst poszedł w luft. Pod górę,... zawsze pod górę... i wiatr w oczy!!! No to piszę jeszcze raz, chociaż pewnie już tak pięknie wszystkiego słowami nie ujmę...przemawia przeze mnie wrodzona skromność...po mamusi chyba.
Od wczoraj jesteśmy w apartamencie- na starych śmieciach. Podróż z ojczyzny przebiegła chyba ok... piszę chyba, bo całą przespałam. Pierwszy raz mi się to zdażyło, ale też pierwszy raz miałam takie bóle pod lewym żebrem, że wyłam normalnie z bólu, a jak się najadłam tabletek, (co na ból specjalnie nie pomogło ), przytłumiło mi trochę umysł i mogłam drzemać.
U Parentsów (dla niewtajemniczonych- moich rodziców) byłam poddana akupunkturze, która pomogła dorażnie, ale za to bolała jeszcze bardziej niż pod żebrem. Plus terapii naturalnej był taki, że codziennie rano mogłam sobie orzechówki na spirytusie walnąć- jako lekarstwo..., ale nie myślcie sobie, że smakowała...lekarstwa nie smakują z gruntu.
W końcu przyszło mi dzisiaj skoro świt zapukać do Ninki i Mariana. Nasi niezawodni lekarze zdjagnozowali przyczynę i zaleczyli. Okazało się, że na zapalenie jakiegoś tam półżebra najlepsze są metody tradycyjne- takie przy użyciu igły i strzykawki.
...żyję, nie jęczę, nawet nie myślę, chociaż jeszcze czasem zakuje i to mi przypomina, że zapomniałam o tabletce po obiedzie.
Ale ja tu o terażniejszości, a przecież byliśmy w Polsce prawie 3 tygodnie i o tym miałam pisać... Pobyt był udany, choć pogoda pod psem. Jedyny słoneczny i naprawdę ciepły dzień spędziliśmy w Strzelcach Krajeńskich na chrzcie Hanny- półrocznej córeczki mojego brata- Wojtka i Asi. Było miło, spotkała się młodsza część rodziny po kilku latach i o czym gadać było. Hannah czuła się bardzo dobrze w obięciach Tomaszka, a bliskośc moja, jakoś tak ją nastrajała płaczowo.
Z powodu pogody wiele nie pogrilowaliśmy, a zakusy były spore, bo sami- osobiście nowiutkie meble ogrodowe składaliśmy w Michalu i wykładaliśmy kostką Grillplatz... No cóż- jedyny ratunek i pewna pogoda czeka nas za 2 dni- w Grecji!!!
W drugim tygodniu w ojczyżnie my odwiedzaliśmy i nas odwiedzali. Dłłłłłłłłlluuuuuuuuuga by to była opowieść o polskiej gościnności o rozmowach Polaków do rana... Przybyło nam kilogramów, ale wyrzutów sumienia nie mamy, bo odmawiać polskich wyrobów- to grzech. Powspominaliśmy czasy na obcych ziemiach, dalekich wodach. Dzięki wszystkim za te spotkania- szkoda tylko, że teraz rozstajemy się z Polską na dość długo! Trzymajcie za nas kciuki w Grecji.... w sumie się z tego wyjazdu- pracy cieszymy, byle nie przyszło nam codziennie doświadczać 40 stopni w cieniu podczas pracy...
Kilka fotek z urlopowej Polski...
Gogol