Jak to bylo
z tymi latami tlustymi i chudymi…? …, ze ktore najpierw, bo u nas to na
przemian- a ostatnio, to nawet raczej
pod gore. Zaczelo sie od tego, ze nasz wierny , niezawodny laptop pewnego
pieknego popoludnia zawiodl. Stalo sie to 2 tygodnie temu I do dzis
jakos sie nie wskrzesil. Bylismy wiec bez internetu przed wyjazdem do Polski, w
Polsce, no i dopiero teraz, jak wrocilismy, to wspanialomyslna Renata pozyczyla
nam na kilka dni swoj laptop. Nie grzebie w ustawieniach czcionki i jezyku, bo
nie chce nic w jej komputerze namieszac i stad polskich znakow w poscie brak…,
ale chyba przeczytac sie da…
Tomaszek
wlasnie lezy na stole… operacyjnym. Wykrajaja mu polowe tarczycy. Czekam
tylko na telefon jak juz dojdzie do siebie i jade do szpitala.
Z bardziej przyjemnych wydarzen ostatniego tygodnia, to jak
juz pewnie wiekszosc z Was wie- bylismy w Polsce. Odwiedzilismy stare katy- tym
razem Slask i Zakopane. Pogoda nawet nie zawiodla, choc moglo byc kilka stopni
wiecej. No wlasnie…, teraz tez sie czaje na lezaczek, ale co chwila slonce
zachodzi i tylko bym sie wkurzala. Jeszcze zdarze sie wygrzac- w Cannes na
przyklad- od przyszlego tygodnia. …tak , tak… lansowac sie jade do mojej
kolezanki Beaty-jeszcze z przedszkola. Potem
na poczatku wrzesnia impreza na Platzu- 20 lat firmy naszego Sigi…oj bedzie sie
dzialo!!!!
Bilety do Nowej Zelandii tez juz kupione- lecimy dokladnie w
polowie listopada- wreszcie, bo juz nam zmierzlo to europejskie lato, urzedy,
banki, szpitale, przepisy, zakazy i cala reszta… tylko nasi przyjaciele nas tu
przy zyciu trzymaja i dzieki Nim mozemy usmiech miec na twarzach. Prawda jest,
ze odzwyczailismy sie od stresu, polityki, pospiechu, itd. i teraz jakos nam
trudno tu zyc.