Poznaliśmy się w 2007 roku w malowniczej Grecji... Wtedy nie wiedzieliśmy jak potoczą się nasze wspólne losy i planów na przyszłość nie było.

Połączyła nas wspólna pasja- żeglowanie i tak właśnie zaczęła się nasza przygoda na sy SANNY. Przez ponad rok przygotowywaliśmy JACHT i siebie do REJSU... no właśnie... od początku jasne było, ze PŁYNIEMY DOOKOŁA ŚWIATA.
Wyruszyliśmy w maju 2009 roku z Warns w Holandii i 28 marca tego roku zamknęliśmy pętlę wokółziemską. Nie, nie,... nie zakończyliśmy rejsu, ponieważ SY SANNY czeka na nas w Nowej Zelandii, a i my się tam w listopadzie wybieramy, żeby kontynuować zdobywanie Świata.

Całą historię płynięcia, naszych przeżyć, przygód i wszystko, co było związane z wyprawą postaram się zamieszczać na blogu, choć nie obiecuję systematyczności. W międzyczasie piszę książkę i w niej będę chciała opowiedzieć wszystko.

Nasz REJS stał się sposobem na życie...- życie wśród fal, pełne wyzwań, przygód, ciekawych ludzi!!! Pokochaliśmy WOLNOŚĆ, jaką daje tylko WIATR i WODA.

niedziela, 28 kwietnia 2013


Dzisiaj Niedziela 28.04.2013. Minęło dwa tygodnie od ostatniego tekstu,ale w ubiegłą niedyielę byłem z jachtem na lądzie a tam był kiepski internet.Po pracach na lądzie nie miałem ochoty do pisania, ale do rzeczy.Wponiedziałek15.04. Miałam wyciągnąc jacht na ląd,niestety pogoda pokrzyżowała plany.Padało przez 36 godzin non stop,więc wyciągnołem jacht dopiero w środę. Wiszący jacht na dżwigu został umyty i oczyszczony z porostów i aby mona było wyczyścić i pomalować ruchomy miecz Czarli zaproponował zostewic go wisieć do dnia następnego.Ostro zabrałem się do szlifowania i malowania kila i miecza aby w czwartek muc postawić Sanny z dwa razy pomalowanym mieczem na stojak u Weyna.Pużniej było czyszczenie i
malowanie części podwodnej jachtu z przerwami na deszcz byłem w piątek gotowy.Na sobotę zostało mi wywiercenie otworu wczęści podwodnej na zasilanie odsalarki i poprawki lakieru na burtach.Ach byłbym zapomniał w piątek wieczorem miałem nieoczekiwane odwiedziny,odwiedził pokład Sanny posum któremu zrobiłem parę zdjęc i się rozstaliśmy.Jest ich podobno dużo razy więcej jak ludzi w Nowej Zeldndii.W sobotę przyjechał pożegnać się ze mną Ondre Czeski żeglarz,Onleci wmaju do Pragi a ja wypływam w dalszy rejs,tak że nie wiadomo kiedy się znowu zobaczymy.Było rumowo towarzyszył nam Sławek który z ciekawością wysłuchiwał opowieści Ondre orejsie z Europy przez Cieśninę Magellana do Nowej Zelandii.W poniedziałek Sanny wróciła na wodę do portu.Cały następny tydzień przeleciał szybko na pracach wykończeniowych przed wypłynięciem.W piątek poszliśmy ze Słaekiem i Natalką na węgorze,zlłowiłom dwa olbrzymy po 1,2m a Sławek trzy mniejsze,jeszcze jeden połów i będzie wędzenie(zapasy na rejs) W sobotę Ala pomogła mi w wielkich zakupach więc jestem zaprowiantowany na pół roku.Za dwa tygodnie ruszam w dalszy rejs. Z pokładu sanny kap.Tomek.

sobota, 13 kwietnia 2013


Dzisiaj niedziela 13 maja.
Ostatni tydzień minął bardzo szybko,mnóstwo prac do wykonania a czas nagli.
Skończyłem nareszcie z kabestanami,pozostała tylko winda kotwiczna ale to już po malowaniu jachtu.Wymieniłem dwa fały,topenantę,liny leżały już od dwóch lat na jachcie.
Acha zapomniałem o odsalarce,także gotowa do produkcji wody.
Jutro o godzinie 11.00 wyciągam Sanny na ląd i będzie drapanie,szlifowanie i malowanie części podwodnej jachtu,jestem ciekaw jak bardzo obrosła-będą zdjęcia następnym razem.
W ubiegłym tygodniu nie obyło się bez pomocy Sławka,zamówił mi potrzebne mi części i narzędzia no i oczywiście zamówił mi kartę do telefonu satelitarnego w Ameryce bo tam najtaniej i dobry serwis.Karta przyszła w ciągu pięciu dni od złożenia wniosku.Będę mógł teraz odbierać pogodę przez tel. satelitarny,trochę drogo ale bezpieczniej. W czwartek byliśmy na Kawie ze serca jak mówi Karolein,a przy okazji poprosiłem o zamówienie na wtorek disla,muszę zatankować około 400 litrów.Karolein zamówi mi także tabletki na przeżycie do Nowej Kaledonii. Pogoda jeszcze fajna ale noce już zimne a nie ma kto ogrzać. To na tyle tych nudności.
Z pokładu S/y Sanny pozdrawia kap. Tomek.

niedziela, 7 kwietnia 2013






tak pada, to się mi odechciewa wszystkiego... a dziś właśnie leje! I to tak leje, że świata przez okno nie widać...
I jak tu być szczęśliwym, skoro wokoło szarość, mokro, niebo ani, ani błękitne i skarpety na nogach... zimowe prawie!!! Ludzie też nastrojeni pogrzebowo, do pracy chęci nie ma...- to nie dziwne, ale żeby nawet marudzić w wolnym czasie, w czasie relaksu..., no tak tylko, że relaks to też żaden przy 15 stopniach.
Koniec marudzenia... przed nami Grecja, potem Nowa Zelandia, a potem reszta Świata. Perspektywa niezła, choć trochę szkoda zostawiać tutaj Wszystkich. Pozostaną tylko telefony, Skype i maile... Będziemy opowiadac o Naszym Świecie i słuchać o Waszym..., łezka w oku się kręci, że znowu będziemy daleko....
Czasem się zastanawiam- w takie dni jak dziś- czy Warto? ...ale chyba warto, bo z kanapy w Essen nie da się zobaczyć tego, co widać z pokładu SANNY!!!
W Nowej Zelandii czaka na nas Caroline, Wayne, Ala , Sławek, dziewczynki, cała ekipa Fringsa i Sharon i Bryan z mariny... my też się cieszymy, że ich zobaczymy..., tylko, że to tak daleko....

Teraz już koniec marudzenia na poważnie... w garść się trzeba wziąć, bo pesymizm, to nie moja natura.
Jeszcze sporo Oceanów i Mórz przed nami, lądów, ludzi, przygód, emocji... tak, tak... chcemy tego!!! A mieć wszystkiego się nie da..., albo rybki, albo akwarium (moję święte powiedzenie).
Tak więc z uśmiechem na ustach idę smażyć Tomaszkowi placki kartoflane, bo głodny. A dla siebie mam pyszną dietetyczną zupkę jarzynową- idealna na odchudzanie..., albo nie, tego słowa mi raczej nie wolno używać...- uważam na to, co jem, a jem wszystko, oprócz potraw smażonych i fast-foodów. Wszystko, byle w ciągu dnia nie przekroczyć 1000 kalorii.. ale to już inna historia.


Pakujemy się... powoli... główne zakupy już zrobione... Piszę zakupy, bo nasze zapasy pieniężne wykorzystujemy maksymalnie... Sanny się w tym sezonie obłowi jak nigdy.. - watermaker, bimini, telefon satelitarny, ekstra laptop z dwoma programami nawigacyjnymi... do tego dojdą w Nowej Zelandii solary, nowe akumulatory, kuchenka i piekarnik, może silnik do bączka prosto z fabryki... Zobaczymy..., na ile nam Kiwisy dadzą zarobić.
Trochę już uzbieraliśmy, ale pieniążki szybko i łatwo wyparowują... No teraz to muszę przerwać mój wątek, bo Tomaszek ogląda mecz i takie mi tu szpruchy wali, że nie mogę się na pisaniu skupić... Coś o zapaleniu płuc wspomniał i myśl mi ze łba wyleciała... Tak to jest jak ci Mężczyzna w słowo, a w tym przypadku w myśl wejdzie... do dupy wszystko i cała pisanina na nic..
Dobrze, że pamiętam, ... było o pieniądzach... a jak w moim przypadku o pieniądze idzie, to na pewno z jachtem ma coś wspólnego, bo na ciuchy ani na inne pierdoły babskie raczej nie wydaję..

Ale do tematu powróćmy, bo mecz się skończył, ojjj nie, nie skończył się, tylko Tomaszek przełączył, bo do dupy grali i nerwów sobie nie chciał psóć...
...ale znowu jestem z oczyma w ekranie... no i znowu mnie rozprasza coś.. tym razem całkiem dziwna rzecz... Włściwie, to nie rozpraszanie, tylko dygresja... Parents zawsze miał ten dylemat, tzn. Inni mieli, a on cierpiał, bo taki poprawny zawsze był... „oczyma, czy oczami....” . No i wyszło na to., że obydwie formy są poprawne... nieszczęście.... Takie samo, jak przyjęcie do słownika mowy polskiej słowa 'zajebiste”... tylko, że to już Parentsa nie tak bardzo zajmowało, bo nie miał przyjemności od swoich dzieci słyczeć.... chociaż często używały!!!
Gdzie mój temat....a … pakowanie... ciężko będzie, bo 23 kilo na każdego do Nowej Zelandii, to jakby trochę za mało! Przyjdzie nam wysłać 2 paczki DHLem- każda za 140 euro. A propos euro, to właśnie z konta ubyło 700- pin pilot Reymarine i AIS- same koniecznoścci.
Łącznie z wysyłką to dokładnie 1000 euro, czyli prawie połowa tego, co zarobimy w Grecji u Martina.... tylko liczę i kalkuluję... bo wydatki się mnożą...
Nie żebym taką materialistką była, ale łatwo mieć jacht nie jest- pod względem wydatków, to chyba lepsza „kupa cegieł”....a jak do tego jeszcze dołączyć wszystkie reperatury, malowania, ogólnie dbanie o pływający domek, to powstaje obraz studni bez dna, plus stres, kłopoty i robota bez końca...
i ponownie się nasuwa pytanie...: czy warto”?... odpowiadam sobie z całą świadomością, „ że WARTO”, bo co by w życiu mogło być bardziej warte, niż podróże, poznawanie świata, ludzi, emocje, natura i Wolność, jaką daje wiatr i woda. (oj..., to zdanie gdzieś już chyba pisałam...może nikt nie zauważy, że się powtarzam!).
Ostanio mam wenę do pisania, jakoś tak mi się zebrało od weekendu...melancholijnie i chyba dla czytających to wszystko bardzo smutnie brzmi... Nawet mnie trochę dołuje, a zwykle humorem tryskam!!! Może to przez Grecję..., bo tym razem, naprawdę mi się lecieć tam nie chce... Jak sobię pomyśle o tej całodziennej robocie prze 14 dni, to uśmiech z twarzy znika. Z drugiej strony, to będzie jakieś tam przeczekanie tej szajsowatej pogody w Niemczech, co tu właśnie zawitała. Po powrocie zostanie tylko miesiąc z kawałkiem- Goodbay Deutschland. Nawet nie pomyślałam, że tak szybko czas minie... Z końcem marca przylecieliśmy z Kanarów, a tu już wrzesień.... niewiarygodne, jak to przeleciało.....
W ciągu 30 godzin lotu trzeba się będzie przestawić... na południowy styl życia, ten lepszy.
Tomaszek chyba też się cieszy, choć teraz ma wiele na głowie. Mówi, że na mnie liczyć nie można, że tylko komputer mnie interesuje, maile, internet i pierdoły ogólnie..., ale to nieprawda... ja chyba też coś ważnego dla NAS i dla SANNY robię. Może tego tak nie widać, ale moja działka robocza jest tak samo potrzebna, jak Tomaszkowa, chociaż moja to bardziej „towarzyska działka jest”. ..Chociaż... wielu spraw bez internetu, maili i „pierdołów” nie moglibyśmy załatwić. Prawda, że głowy

Nowość na Blogu. Aby nie było nudno dokąd stoje w porcie postanowiłem Wam urozmajcić czytanie tekstami napisanymi do książki Gogola.Teksty te zostały napisane w nudne wieczory w czasie pobytu w Essen.Robię to gdyż przypuszczam że po zaszłych zmianach,książka nie zostanie wydrukowana,raczej postanie nowa.Tomek.

Dzisiaj niedziela 07.04.2013. Minęło parę dni od ostatniego pisania.Muszę więc coś nabazgrać. Już nie pamiętam kiedy ostatnio pracowałem w niedzielę ale tak się złożyło że muszę podać Zydze wymiary uszkodzonego zimeringu do kabestanu,aby mógł mi go przysłac razem z nowym motorem do windy kotwicznej.bo czas nagli.Do tego musiałem zdemontować uszkodzony kabestan,ażeby go odkręcić musiałem zdjąć połowę sufitu w kambuzie i jedną czwartą sufitu w dziobowej ,na szczęście pomógł mi w tym Sławek,który też wczoraj wciągnoł mnie na maszt abym mógł pozakładać zdemontowane baksztagi sprawdzić stan olinowania,światła,założyć nowe gąbki na salingi,chroniące żagiel przed przetarciem. Przed dwoma dniami wysłałam do deutschlandu mojego nowego AISa bo nie działa,mam nadzieje że dostane go z powrotem przed wypłynięciem.Adam z Pipera obiecał że zrobi wszystko aby tak się stało.Z góry dziękuję. We wtorek byłem w docklain5 uCzarlego zrobić termin na 15.04 na wyciągnięcie jachtu,aby pomalować część podwodną farbą przeciw porostową,oczywiście wstąpiłem też do Wejna do firmy Rudolf bo tam to będę robił.Tak ż widać że się nie nudzę.Ale dość o robocie teraz nowości: Nowa Załogantka czeka w bloku startowym.Przyleci05.06. Do Nowej Kaledonii,więc tam muszę dopłynąć sam 960Mm czli około ośmiu dni żeglugi.Dosyć na dzisiaj bo skończył mi się tytoń ifajka pusta,dalej może za tydzień.Pozdrowienia dla Wszystkich kibiców z pokładu Sy Sanny samotny kap.Tomek.