Poznaliśmy się w 2007 roku w malowniczej Grecji... Wtedy nie wiedzieliśmy jak potoczą się nasze wspólne losy i planów na przyszłość nie było.

Połączyła nas wspólna pasja- żeglowanie i tak właśnie zaczęła się nasza przygoda na sy SANNY. Przez ponad rok przygotowywaliśmy JACHT i siebie do REJSU... no właśnie... od początku jasne było, ze PŁYNIEMY DOOKOŁA ŚWIATA.
Wyruszyliśmy w maju 2009 roku z Warns w Holandii i 28 marca tego roku zamknęliśmy pętlę wokółziemską. Nie, nie,... nie zakończyliśmy rejsu, ponieważ SY SANNY czeka na nas w Nowej Zelandii, a i my się tam w listopadzie wybieramy, żeby kontynuować zdobywanie Świata.

Całą historię płynięcia, naszych przeżyć, przygód i wszystko, co było związane z wyprawą postaram się zamieszczać na blogu, choć nie obiecuję systematyczności. W międzyczasie piszę książkę i w niej będę chciała opowiedzieć wszystko.

Nasz REJS stał się sposobem na życie...- życie wśród fal, pełne wyzwań, przygód, ciekawych ludzi!!! Pokochaliśmy WOLNOŚĆ, jaką daje tylko WIATR i WODA.

wtorek, 5 lutego 2013

Cisza długa na blogu była.... to prawda..., ale chyba chięliśmy, żebyście sie troche z "nowinami" obyli i przetrawili ostatnie newsy. No jest, jak jest..., ale to nie znaczy, że życie nie toczy się dalej... a jakże!!!
Do mojego wylotu jeszcze dobre 2 tygodnie, a w tym czesie trzeba jak dorośli, cywilizowani ludzie żyć...
Dzisiaj, czyli 6 lutego było w Nowej Zelandii święto narodowe- Waitangi Day... no i my też celebrowaliśmy dzień wolny. Ja do Fringsa z tej okazji nie poszłam i pojechaliśy z Tomaszkiem na północ do Paiha. Tam cały dzień się sporo działo i kulturowy zastrzyk był jak znalazł...

Żarcia było sporo ludowego, tańców, strojów, canoe, przemówień i nawet siły powietrzne nowozelandzkie coś tam akrobatycznego w powietrzu pokazały. Podobało się ogólnie...

Do tego jeszcze pogoda jak marzenie- pełne słońce, 30 stopni, wiatr orzeżwiający... no cód- miód, gdyby nie fakt, że Tomaszek czapki zapomniał, a ja wygladam jak indianin...

Żeby dokończyć świętowanie pojechaliśmy do Helena Bay, do niemieckiej knajpy na niby to super żarcie.... skończyło się na "niby to", bo ani danie główne, ani deser nas nie powaliły, a wręcz przeciwnie.... cofa się wszystko i winem zapijać trzeba, żeby nie zachorować.... Cóż...

Jutro też upał... a potem wyjazd na południową wyspę... Wspólne wakacje... ostatnie 2 tygodnie dla mnie w NZ!!!

Pozdrawiamy wszystkich
kilka fotek....


Gogol